czwartek, 28 lutego 2013

J.R.R. Tolkien - "Hobbit".



Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Ilość stron:  313
Wydawnictwo: ISKRY
Ocena: 9/10

 "Pierwsza książka Tolkiena zdobyła tak ogromną popularność, że dziś trudno wręcz spotkać kogoś, kto nie słyszałby o hobbitach. Od 1937 roku jest nieprzerwanie wznawiana na całym świecie.
Tolkien napisał ją dla swoich dzieci, ale stała się klasyką i wstępem do Władcy Pierścieni.
To właśnie w Hobbicie Tolkien po raz pierwszy odmalował wypełnioną
przez smoki, czarodziei i magiczne przedmioty krainę, którą przemierzają niezwykli bohaterowie w odwiecznej walce dobra ze złem.

Hobbit to opowieść o niezwykłej podróży podjętej przez krasnoludy, które wyruszają wykraść strzeżone przez smoka złoto. Ich nieoczekiwanym partnerem staje hobbit Bilbo Baggins. Bilbo, jak wszyscy hobbici, bardzo sobie ceni dobre jedzenie, spokój i wygodę, ale jego udziałem staje się wielka przygoda..."

Tak to jest, człowiek obejrzy film, chwyci go za serce i ciekaw sięga po więcej... A przecież pierwsza była książka! Cóż. Tak, tak... żałuję, żałuję, żałuję, że w moim przypadku pierwszy był film!

Zafascynowana genialną ekranizacją, od razu chwyciłam książkę i dziś stwierdzam, że ta też jest niczego sobie.
Przez pierwsze kilka bądź kilkanaście rozdziałów moja wyobraźnia nie miała zbyt dużego pola do popisu. Zamiast mojego "własnego Hobbita" w głowie śledziłam przygody Martina Freemana. Gollum opisany jako czarny brzydal, w głowie i tak był wielkookim, wychudzonym, łysawym stworzonkiem.  
Jednak nie płaczmy. W końcu dotarłam do momentu, który nie został jeszcze pokazany w filmie i mogę powiedzieć, że dopiero wtedy zaczęła się moja ciekawa przygoda z Hobbitem. 

Czytając całą tą historię, czułam się jakby ktoś opowiadał mi bajkę. Wyobraźcie sobie... zima, herbata i stary wujek opowiadający historie. Czujecie? Jeśli tak, to już nie muszę tego tłumaczyć.
Wciągająca, przemyślana i zaskakująca. Jakie epitety jeszcze przyjdzie mi wymieniać? Jest ich mnóstwo. 
Barwne opisy, ciekawe przedstawienie postaci i sposób pisania, o którym już wspomniałam - wszystko dało w efekcie świetną książkę. 
Nie mogłabym nie wspomnieć o Bilbie, który dla mnie był po prostu UROCZY. Bardzo polubiłam tą postać, co zapewne przyczyniło się do tego, z jak wielką chęcią śledziłam jego przygody. 
Ciąg niezwykłych wydarzeń, a zakończenie... zaskoczenie! Ja się przyznaję, że nie myślałam że to tak będzie. Tym samym Tolkien obalił schemat. Już po zapoznaniu się z opisem książki pierwsze co przychodzi na myśl - bohaterowie po długiej i uciążliwej wędrówce, docierają do celu, pokonują smoka i wszyscy są bardzo szczęśliwi. Otóż nie, moi mili państwo. Jest jednak trochę inaczej... A jak? Albo już wiesz, albo się dowiesz, jeśli przeczytasz.

Autor dał świetny wstęp i tym samym rozpoczął ciąg dalszych historii. 
Ośmielam się stwierdzić, że Hobbit to już niemalże klasyk i podstawa dla każdego miłośnika książki fantastycznej.

niedziela, 24 lutego 2013

Film "Historia Zakonnicy".

 Dramat.
 Premiera: 18 czerwca 1959r.



reżyseria: Fred Zinnemann







scenariusz: Robert Anderson
 czas trwania: 2godz. 29min.

 główne role:   Audrey Hepburn - siostra Luke (Gabriella Van Der Mal)
                     
"Gabrielle Van Der Mal, córka sławnego lekarza , porzuca całe swoje dotychczasowe życie, aby zostać zakonnicą i wyjechać na misje. Kiedy już znajduje się w klasztorze, zdaje sobie sprawę z tego, że wymagania jakie zostały jej postawione są bardzo trudne i ciężko jest jej zapomnieć kim była do tej pory. W końcu składa śluby i zaczyna uczęszczać do Szkoły Medycyny Tropikalnej, gdzie jest najzdolniejszą uczennicą. Dodatkowo pracuje w szpitalu dla chorych umysłowo. Tam uczy się cierpliwości i pokory, aż w końcu zostaje skierowana na upragnioną misje do Kongo, jednak nie dokładnie w tym celu o jakim marzyła..."

Film jest ekranizacją powieści Kathryn Hulme z 1956r. Miałam ogromną chęć na tę książkę przed obejrzeniem ekranizacji, ale czy jest ona jeszcze w ogóle dostępna? No właśnie. Dlatego tak wyszło, że od razu obejrzałam film.
Gabriella Van Der Mal od początku czuje, że nie jest taka jak wszystkie inne siostry i nie jest też taka, jaka powinna być. Mimo wszystko stara się jak może, ale to widać. To złamie jakiś nakaz, to ciekawość weźmie górę i zawsze zrobi inaczej. Wyróżnia się także niesamowitym talentem i zdolnościami medycznymi odziedziczonymi po ojcu. W filmie obserwujemy jej zmagania na trudnej drodze wiary.
Nie będę opisywała jej kolejnych "przygód", trudności i zdarzeń. 

Z niemałym zdziwieniem przyjrzałam się życiu w klasztorze w tamtejszych czasach. Panował tam jeden wielki rygor. Ale czego można było się spodziewać... To jest jedną z zalet tego filmu - poznajemy jak trudne było życie zakonnic. 
Czy gra Audrey Hepburn nie jest czymś niezwykłym? To zdecydowanie największa z zalet tego filmu, przecież Audrey gra główną rolę. W tym filmie dokładnie widać jej "wrodzony sposób gry", rzekłabym. Gra Audrey ma w sobie coś, co określić można jako wyniosły sposób bycia. Taki jej urok. Jak dla mnie, sposób w jaki odegrała trudną sytuację siostry Luke jest godny podziwu. Idealnie. Widać było jak prowadzi wewnętrzną walkę z samą sobą, można było to poczuć, a nie tylko sobie wyobrazić.

Zakończenie filmu jest typowym patentem filmowym, a przynajmniej tak mi się wydaje. Siostra Luke, a już raczej Gabriella Van Der Mal żegna się z habitem i odchodzi z zakonu. Widzowie patrzą na jej oddalającą się sylwetkę i... THE END, napisy końcowe.
Ciekawostką jest, że właśnie w tej ostatniej scenie, aktorka zdejmuje obrączkę i widać, że ma pomalowane paznokcie. Dla zakonnic było to zabronione.

Film Historia Zakonnicy otrzymał aż 18 nominacji, a zdobył 6 nagród. 4 nagrody otrzymała Audrey Hepburn w kategorii Najlepsza Aktorka. (nazw nagród nie będę przytaczać)

W dzisiejszym świecie, niewiele z nas chce oglądać stare filmy. 
Jeśli ktoś lubi tego typu tematykę, nie akcja, nie przygoda, a więcej pobożności i przeżyć religijnych postaci, może pokusić się o obejrzenie. Polecam.

czwartek, 21 lutego 2013

Happiness.

 Maria Konopnicka - "Czym jesteś", fragment.

Lecieć bym chciała daleko ... daleko ...
Gdzie z brzóz płaczących srebne rosy ciekną,
Kiedy szum lasów pierś przejmuje drżeniem ...
- Czym jesteś szczęście? - Wspomnieniem ?

Lecieć bym chciała tam gdzie olchy rosną,
Gdzie głogi dzikie zakwitają wiosną,
Gdzie się powoje, jak baśń dziwna plotą ...
- Czym jesteś szczęście? - Tęsknotą?

Lecieć bym chciała - za jasnym gdzieś zdrojem
Myśl puścić wolno, jak wody bieżące ...
I widzieć tylko łan zboża i słońce ...
- Czym jesteś szczęście? - Spokojem?

Lecieć bym chciała, lecz nie wiem do czego
Wyciągnąć rękę i przywrzeć płomieniem ...
Idę - a za mną cień smutku dawnego ...
- Czym jesteś szczęście? - Złudzeniem? 
[...]

 

*Rzygam tęczą* Prawdę mówiąc, teraz jedyne, czego mi brakuje do szczęścia to czas. Naprawdę go brak, tak aż za bardzo trochę. ;c

Zaczynam realizować swoją obietnicę przeczytania Tolkiena. Hobbit leży na biurku - czytam. 

Dni sobie płyną. Nagle w środku zimy przyszło lato i okazało się, że nawet na śniegu mogą rosnąć kwiaty. Wystarczy chcieć, a da się. Dobę przelicza się na sekundy, więcej cyfr daje złudzenie, że jest dłuższa. A nie jest, niestety. Zapał i chęci już mamy. A gdzie mój czas? Dlaczego nie da się tego połączyć?

Rzadkie notki wybaczyć i trzymać się!

sobota, 16 lutego 2013

Maciej Frączyk - "Zeznania Niekrytego Krytyka".



Autor: Maciej Frączyk
Ilość stron:  134
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ocena: 9/10

"Książka dla wielbicieli Macieja Frączyka, czyli Niekrytego Krytyka – polskiego władcy YouTube (prowadzi program Przemyślenia Niekrytego Krytyka), krytyka: filmów, seriali, gier, książek i reklam, a także internetowych celebrytów. Świetnie napisane, zabawne i ciekawe obserwacje z życia, zilustrowane satyrycznymi rysunkami i kodami do internetowych filmów Autora na YouTube. Książka dla młodszych i starszych, w której znajdą się wyznania Krytyka na temat języka młodzieżowego, edukacji szkolnej i seksualnej, poszukiwaniu sensu życia i życiowych wyborów, kobiet, subkultur młodzieżowych itd., a także jego życiowej pasji, tego, kim chciałby być, gdyby nie robił tego, co robi."

Na samym początku do tej książki miałam dość sceptyczne podejście. Jednak planowałam ją kupić od dawna, ale zawsze jakoś "się nie składało". Jednak stało się.

Sam początek niezbyt mnie powalił. Szału nie było... Ale potem, wszystko zaczęło się rozkręcać.
Niekryty serwuje nam sporo satyry, szczyptę ironii. Dla mnie jak najbardziej na + !
Doskonały sposób, żeby dotrzeć do nas, młodych. Ale mówiono, że książka jest dla każdego - nastolatka, rodzica itd. Jednak tak sobie myślę, że np. moja mama to by nie do końca ogarnęła. Fakt, "prawdy Niekrytego" by zrozumiała. Ale ona nie jest człowiekiem oglądającym mnóstwo filmów i znającym te wszystkie newsy internetowe. Choćby powiązania do Jezusowego tosta. Niestety, nie miałaby pojęcia o co chodzi.

Spodobał mi się sposób w jaki książka została wydana - rysunki, cytaty na początku rozdziałów. To było fajne. Są też jakieś gorsze strony. Niestety, nie kręcą mnie dowcipy z podtekstem seksualnym. Hm... te kody do skanowania. Czy tylko ja jestem tak nieogarnięta i nie mam pojęcia jak to się robi? Ech. Czas się dokształcić.
Pośmiałam się, tak prawdziwie i szczerze. Przeczytanie Zeznań naprawdę sporo mi dało. Jak to czasem pisał Maciek "to co ja sam chciałem kiedyś usłyszeć". Prawda.
Świetny rozdział "Płeć piękna, czyli jak zrozumieć kobiety". Ha! :D
"Kobieta jest przyszłością mężczyzny, dopóki ten czegoś nie spieprzy. To bardzo bliska przyszłość."

Jakiś czas temu czytałam recenzję jakiegoś gościa, który pisał że książka jest straszna. Nieskładna, nie ten styl, bla bla bla. Itd. Wiadomo są gusta i guściki, ja nie oceniam jego opinii. Jednak moja jest zupełnie odwrotna. Kiedy skończyłam czytać, przypomniały mi się jego słowa. Pomyślałam sobie: "Czy aby na pewno przeczytaliśmy tą samą książkę?"
Czuję niedosyt. Trzeba przyznać, za cenę detaliczną bodajże 30zł za krótko. Ale czytałam na fejsie, że Niekryty pracuje nad roboczym tytułem kolejnego dzieła. Zatem czekam.
Żeby podsumować książkę przyszły mi na myśl często powtarzane słowa przez samego Maćka: "polać mu!"

wtorek, 12 lutego 2013

Donald Spoto - "Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn."





Autor: Donald Spoto
Ilość stron:  272
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
 

Audrey Hepburn...
Gwiazda światowego kina. Symbol elegancji. Dziś, wzór dla wielu kobiet. Jej słynną kreację ze Śniadanie u Tiffany'ego kojarzy niemalże każdy. Minęło już dwadzieścia lat, ale pamięć o niej nie zanikła i, jak wierzę, trwać będzie.
"Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn." - jak dla mnie tytuł trafiony w dziesiątkę. Po przeczytaniu, wciąż pozostaję oczarowana.


Gratulacje dla autora. W swojej biografii przekazał nam historię niesamowitej kobiety, nie umniejszając jej wielkości i, jak się domyślam, nie tuszując faktów. Dotarł do wielu trudno dostępnych źródeł. Oprócz tekstu, biografia ta, ma też kilkanaście zdjęć. Jak wiecie, posiadam też album Audrey. Niektóre zdjęcia zamieszczone w Oczarowaniu były dla mnie kompletnie nieznane, nigdy wcześniej ich nie widziałam. Zostałam tym pozytywnie zaskoczona.
Donald Spoto prowadzi nas przez całe życie Audrey - rozpoczynając od historii jej rodziców, narodzin, występów baletowych, pierwszych kroków w aktorstwie, wojny itd. a kończąc oczywiście na śmierci.
Ale takie zadanie biografii - ukazanie życia gwiazdy. Ów zadanie, wykonane.
Osobiście byłam zaskoczona "podbojami miłosnymi" Audrey.
Nie miała szczęścia w miłości, której tak bardzo potrzebowała i wciąż szukała. Mimo tak wielkiego talentu była bardzo niepewna siebie. W życiu spotkało ją tyle nieszczęść, ale mimo wszystko, nigdy nie zabrakło jej uśmiechu dla drugiego człowieka.

Spotkałam się z paroma błędami. Były to np. zwykłe literówki lub pomyłki estetyczno-graficzne, nie wiem czy tak mogę to określić. Mam na myśli to, że na jednej stronie rozpoczyna się cytat wpleciony w tekst, przewracamy kartkę i na drugiej stronie cytat jest już wyróżniony graficznie, odcięty od tekstu poprzez zmienioną wielkość czcionki. To był wciąż ten sam cytat. Taki szczególik.
Poza tym niekiedy czułam się trochę zagubiona. To było jakoś tak... (dokładnie może się nie zgadzać, ale ogólnie chodziło o to). Czytam o Audrey w 1980 roku, a parę linijek dalej przenoszę się znów do 1968 roku. Jednak nie pamiętam, żeby tego typu przypadków było wiele.
To są małe szczegóły, bo książka ma mnóstwo zalet, które zdecydowanie przeważają nad tymi złymi. Są to np. wymienione już przeze mnie zdjęcia. Możemy także lepiej poznać osoby, które były blisko Audrey. Są zamieszczone krótkie, ale treściwe notatki o nich. Takimi osobami są m.in właśnie jej kochankowie. Nie można zapomnieć o opisie każdego filmu, każdej sztuki czy większości przedsięwzięć aktorki. Dla mnie szczególnie przydatne były opisy filmów. Dzięki temu, zachęcona, obejrzałam wiele z nich. Ogólnie jest to po prostu interesujące. Donald Spoto zamieścił również cytaty i fragmenty wypowiedzi Audrey oraz osób wypowiadających się o niej.

Zastanawiałam się, czy moja opinia będzie w porządku. Dla mnie sam fakt, że dostałam tą książkę i mogłam dowiedzieć się o wiele więcej o moim autorytecie był czymś niezwykłym. Jest to pierwsza książka o mojej ukochanej Audrey, którą przeczytałam, więc nie mogę porównać z innym utworem poświęconym jej osobie.
Całość została pięknie podsumowana na końcu.

Jej życie można określić słowami, 
które wypowiedziała na widok swego pięknego ogrodu w pełnym rozkwicie: 
"Jest tak nieprawdopodobny - tak cudownie wyjątkowy."

niedziela, 10 lutego 2013

Może pouczymy się razem...?

Tak się zastanawiałam, ile osób zaglądających na tego bloga jest w III gim.?
Bo wpadłam na taki pomysł...
Sama muszę się ogarnąć i wziąć do roboty. Fakt, zawsze można opierać się tylko na tym co się pamięta i na strzelaniu. Ale zależy mi trochę na dobrych wynikach...
I dlatego pomyślałam, że jeśli przynajmniej część z was jest w III gim i chcecie to "możemy pouczyć się razem". :D W sensie, że raz na jakiś czas będę zamieszczała jakieś skrótowe powtórzenia. Głównie chciałabym się skupić na historii. To jak? Są chętni? :)
Pozdrawiam.

czwartek, 7 lutego 2013

Juliusz Słowacki - "Balladyna".




Autor: Juliusz Słowacki
Ilość stron:  176 ( z opracowaniem)
Wydawnictwo: GREG
Ocena: 7/10   LEKTURA SZKOLNA*

"Opowieść o siostrach, Balladynie i Alinie, które poszły w las na maliny, by w ten sposób rozstrzygnąć, która z nich ma poślubić księcia. Dramat ten nie jest tylko baśniową historią o zawodach w zbieraniu malin, zakończonych zabójstwem dobrej siostry przez złą, ale także studium zbrodni dla zdobycia władzy oraz pierwszą z cyklu kronik opowiadających o bajecznych początkach państwa polskiego."



Do czego zdolny jest człowiek, aby osiągnąć swój cel? Do czego zdolny jest człowiek, aby zdobyć władzę i bogactwo?

Tragedię Juliusza Słowackiego czytało mi się dobrze. Tak naprawdę, czytałam ją już drugi raz - do szkoły. 
Niekiedy wciągająca, wzruszająca i krótka.
Historia dość niezwykła z elementami fantastycznymi, które moim zdaniem były ładnie zgrane z całością. 

Żeby zrozumieć tą książkę nie wystarczy przeczytać, przelecieć przez wszystkie rozdziały i odłożyć.  Tytułowa Balladyna to klucz do zrozumienia tragedii. Jej postawa, tak naprawdę nie jest nam obca. Dziś ludzie często dążą do celu "po trupach". Nie jest to w znaczeniu dosłownym, nie dochodzi do tego, żeby wyrzec się swojej matki lub zabić siostrę. Chodzi bardziej o to, że podążając do wyimaginowanego szczęścia zapominamy o innych, gdzieś na tej długiej drodze gubimy sumienie. Dlaczego wyimaginowanego? Bo czy to aby na pewno jest szczęście? Przynajmniej dla mnie, nie. A czy Balladyna była naprawdę szczęśliwa? Raczej zaślepiona, powiedziałabym. I ostatnie pytanie, jak to się dla niej skończyło? No, już wiemy...

W pięciu aktach Juliusz Słowacki przekazuje nam pewną prawdę życiową. Władza, chciwość, egoizm... I typowe zakończenie potwierdzające, że sprawiedliwość dosięgnie każdego. 

A wam, jak się podobało? Współczuliście Alinie, czy może od początku kibicowaliście Balladynie? :)

wtorek, 5 lutego 2013

JESTEM!

Heeeej!
O matko, jak ja dawno tego nie robiłam.
Jestem, jestem, powróciłam!
Trzeba przyznać, troszkę dłużej mnie nie było niż się tego spodziewałam.
Wyobrażacie sobie? Tyyyle czasu bez neta. Tak naprawdę, miałam go już tydzień temu, ale co z tego. Bo również tydzień temu miałam wyjazd - FERIE! Więc i tak się "nie witałam" bo znów nie mogłabym pisać.
Ale już!
Nie macie pojęcia, jakie to miłe... "Żegnając się" bałam się, że mnie opuszczą moi obserwatorzy, wracam a jest ich jeszcze więcej! Dziękować!

Tak, tak, tak.... Moje wyczekiwane ferie już mam. Właściwie tydzień już za mną. Nie wiadomo kiedy zleciał. Tyle się planowało, a jak przyjdzie co do czego - niewiele się zrobiło.
Jak wasze ferie? Już po, jeszcze przed, czy może tak jak ja, w trakcie? :)

Teraz przede wszystkim planuję:
1. Dodać recenzję jakiejś bądź jakichś książek.
2. Przeczytać i zrecenzować tomik wierszy w wersji e-booka pana Pawła Żołądź, tym samym, w możliwy sposób wesprzeć akcję tomeklirycki.blogspot.com
3.Odwiedzić wasze blogi.

Na dziś to tyle. Pozdrawiam. :)
Miał być obrazek, ale widzę że blogger wciąż szwankuje...