czwartek, 27 września 2012

Top 10: Najważniejsze nieprzeczytane książki.



  Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu u Kreatywy.


Już w październiku nastąpi reaktywacja tej akcji. Póki co, można korzystać z wcześniejszych tematów.
To pierwsza blogowa akcja w jakiej biorę udział. A to pierwszy wpis, który jej dotyczy :)

Dziś przyszła pora na... Najważniejsze nieprzeczytane książki.
Są to tylko te, które pierwsze przyszły mi na myśl bo na pewno jest ich o wiele, wiele więcej!






1. Stephenie Meyer cała saga Zmierzchu
    Zaczęłam czytać sagę. Dotarłam może do połowy Zmierzchu i książkę rzuciłam w kąt, nie sięgając po pozostałe części. Nie mam nic przeciwko wampirom itp. Mimo tego, podejrzewam, że już nie wrócę do opowieści o Belli. No niestety. Zauważyłam, że tak jak niektórzy rozpływają się nad "dziełem" Meyer, tak inni rozwodzą się nad sporą krytyką i po prostu nie trawią tego cyklu. Ja chyba należę do tej drugiej grupy. :)

2. J. D. Salinger Buszujący w zbożu.
   Na fragment tej książki natknęłam się w szkole na j. polskim. Kawałek zamieszczony w podręczniku był całkiem miły dla oka. Dlaczego do tej pory nie skusiłam się żeby przeczytać całość? Nie mam pojęcia. Z pewnością kiedyś to nadrobię. :)

3. Arthur Conan Doyle Przygody Sherlocka Holmesa.
    Ostatnio zastanawiałam się, jak to się stało, że tak bardzo lubię czytać kryminały, a nie przeczytałam nic o Holmesie! Nie ma chyba człowieka, dla którego obce jest nazwisko tego słynnego detektywa. Ja także je znam, wiem kim był Sherlock, ale na tym kończy się moja wiedza. A szkoda. Obiecuję, że to przeczytam!

4. R. Goscinny Nowe Przygody Mikołajka. Tyczy się to wszystkich tomów.
   Pamiętam szał w mojej klasie na czytanie perypetii zwariowanego Mikołajka. Jakoś tak tek szał, ominął mnie szerokim łukiem. :) I chyba już tego nie nadrobię. Mój wiek powoli zaczyna "przerastać" wiek Mikołajka ;)

5. Antoine de Saint-Exupéry Mały Książę.
   Na myśl przychodzą mi od razu słowa "Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu". Oglądałam chyba taki teatrzyk. Książka wydaje się taka "słodka". Nie wiem jak to określić :D. Co dziwne, nie przerabiałam tej książki w szkole jako lektury. Czy kiedyś przeczytam? Wszystko możliwe.

6. J. R.R. Tolkien Hobbit.
   Chcę, chcę, chcę ! Tak jakoś chcę ją przeczytać. I w najbliższym czasie, nawet będę musiała w związku ze zbliżającym się konkursem.

7. Éric-Emmanuel Schmitt Oskar i pani Róża.
   Boże, jak ja żałuję że jeszcze tego nie przeczytałam! KONIECZNIE przeczytam. Jak tylko znajdzie się ku temu okazja.Oby jak najprędzej!

8. J. R. R. Tolkien Władca Pierścieni.
   Znam ludzi, którzy są tą książką zachwyceni. Znam i takich, którzy twierdzą, że ciągnie się jak flaki z olejem i jest strasznie nudna. Ale ja chciałabym się o tym sama przekonać i ocenić. :) Zawsze obiecuję sobie że przeczytam ją w wakacje. No, bo ilość stron jest całkiem pokaźna. I tak próbuję, próbuję... ale coś mi nie wychodzi. Muszę się w końcu zawziąć i w następne wakacje - przeczytać.

9. J. K. Rowling Harry Potter; cała seria.
   Ależ ja zacofana... uhuhu :D Ale wierzę, że jest dużo ludzi, którzy tak jak ja nie przeczytali. Chociaż, coś tam zaczęłam. Skończyło się na tym, że przeczytałam jedną część, i tyle. A film? Leci praktycznie co święta i za każdym razem oglądam. No cóż... :)


Więc tak to wygląda. Większość, chcę oczywiście nadrobić. :)
A jak u was z najważniejszymi nieprzeczytanymi książkami? :)
Pozdrawiam! :)





wtorek, 25 września 2012

Jostein Gaarder - "Dziewczyna z Pomarańczami".





Autor: Jostein Gaarder
Tytuł w oryginale: "Appelsinpiken "
Ilość stron: 180
Wydawnictwo: Jacek Santorski & Co




To co widać od razu na pierwszy rzut oka, książka jest cieniutka. Dlatego możesz ją przeczytać choćby w weekend. Spokojnie dasz radę. Można też powiedzieć, że to kolejna wakacyjna lektura dla młodzieży. Jak to zwykle w tego typu powieściach, tematem przewodnim jest miłość. Ale w Dziewczynie z Pomarańczami, nie tylko. Poruszany jest także trudny temat śmierci. Co ciekawe, książka ma odmienny styl narracji i opowiadania całej akcji. Wydaje mi się, że pierwszy raz spotkałam się z takim typem. Brakowało mi niestety, podziałów na rozdziały. Chociaż czytanie można dzielić akapitami i też dało radę.

Jaka była ta książka?
Przyjemna w czytaniu, ale i trochę przewidywalna. Szybko domyśliłam się, kim jest Dziewczyna z Pomarańczami.
Książka, pisana przez Georga i w pewien sposób, przez jego nieżyjącego ojca. Można powiedzieć, że jest to także dialog pomiędzy synem, a zmarłym. Ponadto dla czytelników autorem jest nie Jostein Gaarder, a główny bohater George.
W liście od zmarłego mamy rozważania o życiu. W wielu książkach często powtarzany jest motyw, że życie jest darem. W tej opowieści czytamy: nie tylko darem. Dostajemy życie na określonych regułach. Dostając życie, dostajemy także śmierć. Dane jest nam przeżyć tylko jeden raz, przyzwyczajać się do wszystkiego, tylko po to żeby się z tym potem pożegnać. Ten dar rządzi się określonymi zasadami, dostajesz go ze świadomością, że kiedyś zostanie Ci on odebrany.
Mówiąc krótko, książka podkreśla nieuchronność śmierci i nakłania do zastanowienia się nad nią.


Ciekawe cytaty:

„Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma własną nazwę. Nazywamy je nadzieją.”

„Mamy w życiu nie tylko swoje miejsce. Mamy również wyznaczony swój czas.”

„Napisałem, że jedną z najbardziej zaraźliwych rzeczy, jakie znam, jest śmiech. Ale zarazić się można również smutkiem. Inaczej jest ze strachem. On nie jest równie zaraźliwy jak śmiech i smutek, to dobrze. Ze strachem jest się niemal całkiem sam na sam.”

,,Życie to gigantyczna loteria, w której widoczne są tylko wygrane losy.”



Jakaś recenzja się znalazła. :)
Fakt, nie za długa, ale co tam. 
Jestem chora, siedzę w domu i tonę w chusteczkach. Mimo wszystko, dzień jakoś specjalnie mi się nie dłuży. Wczoraj popracowałam nad wyglądem bloga, a dziś proszę bardzo - notka :)
Chciałam was jeszcze zapytać, czy wprowadzić skalę ocen recenzji?

Pozdrawiam i życzę zdrowia wszystkim, którzy tak jak ja, mogą topić się w morzu chusteczek lub wypluwać płuca ! :)

piątek, 21 września 2012

Paulo Coelho - "Zwycięzca jest sam".





Autor: Paulo Coelho
Tytuł w oryginale: "O Vencedor está Só "
Ilość stron: 324
Wydawnictwo: DRZEWO BABEL


Tak naprawdę, była to druga książka Paulo Coelho, którą przeczytałam. Nie polecam jej tym osobom, które nie czytały poprzednich dzieł Coelho. Jeśli przeczytacie ją jako jedną z pierwszych, uznacie że Paulo Coelho to zwykły, przeciętny pisarz.
Jeśli chcecie odkryć to, za co jedni go kochają, a drudzy nienawidzą to nie zaczynajcie od tej książki.
Może i nawet mi się podobała, ale nie na tyle, żeby ją jakoś szczególnie polecić.
Jeśli ktoś zechce - przeczyta.

Na samym początku muszę przyznać, że to co czasem mnie nudziło to parę zbędnych, całkiem długich opisów. Myślę, że bez nich książce niewiele by brakowało i można byłoby pójść dalej, a niektórzy czytelnicy  mogą poczuć się znudzeni.

"Zwycięzca jest sam" ukazuje obraz miłości jako zniewolenie, a przede wszystkim OBSESJĘ.
Paulo Coelho określa mianem głównych bohaterów cztery postacie. Jednak ja, powiedziałabym, że główny bohater jest jeden - Igor. Zakochany bez pamięci w byłej żonie, niszczy kolejne światy, morduje ludzi wierząc, że robi to w dobrym celu - w imię miłości. Po paru morderstwach przychodzi jednak opamiętanie, przez pamięć o jednej ze swoich ofiar. Na koniec zmienia się cel tego rosyjskiego multimilionera. Odkrywa, że była żona, Ewa, nie jest warta tego wszystkiego. Książka ma smutny, a zarazem nieco tragiczny finał. Igor zabija nowego partnera Ewy i ją samą, tą kobietę dla której przyjechał do Cannes, kobietę, dla której parę godzin wcześniej niszczył innych.
Obsesyjna miłość w bardzo krótkim czasie przemienia się w czystą nienawiść.
Na tle urojeń Igora ukazuje się wiele innych ciekawych zdarzeń.
Pierwsza duża rola początkującej aktorki Gabrieli, próba debiutu filmowego Hamida, czy kariera młodej modelki Jasmine.
Paulo Coelho przedstawia nam jak rutynowe staje się życie gwiazd, jak sława prowadzi do znużenia.


Ciekawe cytaty z książki

„Miarą godności człowieka nie jest tłum, otaczający nas, kiedy jesteśmy u szczytu, ale pamięć o tych, którzy wyciągnęli do nas dłoń, kiedy najbardziej potrzebowaliśmy pomocy.”

„Jeśli człowiek ma czas zastanowić się nad podjęciem decyzji, najczęściej rezygnuje. Żeby podjąć pewne kroki, potrzeba wielkiej odwagi.”

„Kiedy Bóg zamyka jedne drzwi, natychmiast uchyla któreś z okien.”

„Los czasem rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą.”

„Kto kocha, obdarza wolnością.”

„Lustro pokazuje prawdę; nie myli się gdyż nie myśli. Myślenie w swojej istocie jest myleniem się.”




niedziela, 16 września 2012

Film "Jeden Dzień".



Film Dramat.
 Premiera w Polsce: 11 listopada 2011 r.



reżyseria: Lone Scherfig







scenariusz: David Nicholls
 czas trwania: 108min.

 główne role:   Anne Hathaway - Emma Morley
                        Jim Sturgess - Dexter Mayhew
                        
Wielokrotnie powtarzany motyw miłości pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi. Mimo, iż oglądałam setki filmów opierających się na tego typu fabule Jeden Dzień po prostu mnie zauroczył.




Emma Morley i Dexter Mayhew kończą razem szkołę, 15 lipca 1988r. Dopiero w tym dniu poznają się i spędzają razem czas. Wszystko dąży do czegoś więcej, jednak kończy się tylko na przyjaźni. Jak dowiadujemy się na koniec filmu, razem spędzają następny dzień od ich poznania.
Tak zaczyna się opowieść snuta przez 108min na ekranie. 
Emma i Dex zostają tylko przyjaciółmi i bez względu na to, jak będzie toczyło się ich życie, spotykają się co roku dnia 15 lipca.
Z pozoru, Emma jest za dojrzała dla lekkomyślnego Dextera, dla którego liczy się tylko zabawa. Z każdym kolejnym "rokiem" widzimy jak bardzo zmieniają się bohaterowie. Emma choć powoli, dąży do spełnienia i wiedzenia szczęśliwego życia. Dexter - łatwy początek, wielki showman, spada na dno. Wpada w narkotyki i alkoholizm. Każde z nich, choć inaczej, próbuje ułożyć sobie życie u boku kogoś innego. Ale my od początku wiemy, że jest to niemożliwe. Ich serca, od 15lipca 1988r. należą do siebie nawzajem.
Moment kulminacyjny nastąpił gdy Dexter poturbowany przez świat showbiznesu i przez wszystkie trudności, nareszcie przejrzał na oczy.
Tych dwoje ludzi wiedzie sobie teraz szczęśliwe życie, w końcu razem. Po długim błądzeniu po niewiadomych ścieżkach, znajdują wspólną drogę, która wydawać by się mogło wiedzie do prawdziwego szczęścia i wieczności. Kiedy wszystko jest już dobrze, ma miejsce zdarzenie, która zmienia tą piękną, cudowną, wzajemną miłość w dramatyczne, tragiczne zakończone uczucie...
 
KOCHAM TEN FILM. Tak, jestem romantyczką i pewnie wiele filmów pokroju romansideł dramatycznych zachwyciłoby mnie. Ale Jeden Dzień  jest inny. Jest niezwykły, dla mnie ma moc porównywalną do nieśmiertelnego Titanica. Podobnie jak miłość Jacka i Rose, wzruszała mnie za każdym razem, choć oglądałam to setki razy, tak samo miłość Dextera i Emmy wyzwala we mnie mnóstwo emocji. Oglądając ten film, wiele razy ocierałam łzy cieknące strumieniem po policzkach. Za każdym razem, gdy mam chandrę ten film sprawdza się jako dobre lekarstwo. Płacz w miłym towarzystwie.
Na dodatek, cała charakteryzacja bohaterów, ich stroje, dla wielu być możne nieładne, oddają nastrój minionych lat.
Gorąco polecam mój ulubiony film, a ja mam już chrapkę na książkę Davida Nichollsa :)


Źródła obrazków:
kinoamator.pl
fim.gazeta.pl
film.dziennik.pl

czwartek, 13 września 2012

...





 Witajcie!
A więc, co u was?
Ja już pomalutku wchodzę w rytm szkolnego życia, przyzwyczajam się do uczenia się i codziennego odrabiania lekcji. Tęsknota do wakacji - będzie już zawsze, jednak teraz odchodzą one w zapomnienie, a zostaje milutkie wspomnienie. :)




Moją pierwsza lekturą są Kamienie na Szaniec. I szczerze mówiąc, niby zaczęłam czytać, ale tak trudno przebrnąć mi przez początek! :(
Podobno książka sama w sobie jest fajna i ogólnie dobra dla młodzieży, ze względu na moralność. Jednak na początku trzeba przejść przez ok.50str. gdzie ciągle czytamy jaki to Kamiński jest super, jaka książka realna i w ogóle cudownaaa. Mam nadzieję, że jak będę miała te 50str. za sobą reszta szybko mi zleci, bo na półeczce czeka i kusi mnie, kupiona przeze mnie już w sierpniu, Agatha Christie (kolejna <3). No cóż, najpierw lektura do szkoły, dopiero potem czyste przyjemności. :)
A wy, macie już jakieś lektury?

Być może, niedługo pojawi się jakaś recenzja filmu, bo na Kamienie na Szaniec chyba będzie trzeba troszkę poczekać. Myślałam o którejś z kolejnych części Paranormal Activity lub komedii romantycznej, na poprawę humoru choćby. Wiele och'ów i ach'ów czytałam o Trzy metry nad niebem, więc to też trzeba będzie obejrzeć.
Jakby tak podsumować wszystko co trzeba, oj to by tego wyszło! Wszystko trzeba, tylko czasu co raz mniej.


Tak na koniec piosenka, którą ostatnio lubię słuchać, bo hmm... pasuje do mojego życia, ot niestety :<



niedziela, 9 września 2012

Stephen King - "Misery".


Autor: Stephen King
Tytuł w oryginale: "Misery"
Ilość stron: 440
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka




"Misery" to pierwsza książka Stephena Kinga, która wpadła w moje ręce. Dzięki niej, mam ochotę sięgać po następne.


Paul Sheldon jest sławnym pisarzem. Największym jego dorobkiem jest cykl opowieści o Misery. Pewnego dnia Sheldon ma wypadek samochodowy, w wyniku którego traci przytomność. Budzi się po paru tygodniach, w obcym łóżku. Jak się okazuje, była pielęgniarka Annie Wilkes, wydobyła go ze zniszczonego samochodu i opiekowała się nim przez minione tygodnie. Wydawać by się mogło, że nasz bohater ma niebywałe szczęście, ale nie do końca... Okazuje się, że Annie jest zagorzałą, szaloną wielbicielką jego romansideł. Szaloną... w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Z pozoru wszystko jest w porządku. Ale do czasu, bo Annie kończy czytać ostatnią część o Misery, w którym jej ukochana bohaterka zostaje uśmiercona. Raczej nie może się z tym pogodzić, co odbija się na biednym autorze tej książki, Paulu Sheldonie.


Misery ukazuje jak niebywale chora może być miłość do ulubionego pisarza. Ponadto, jak łatwo można pomylić rzeczywistość z fikcją.
Misery przyprawiała mnie nawet o gęsią skórkę. Czasem śmiałam się z szalonych pomysłów Annie, innym razem byłam nimi strasznie zdziwiona. Wielu rzeczy kompletnie się nie spodziewałam, ale jak wiadomo - po szaleńcu, można spodziewać się wszystkiego co najgorsze. Jeszcze inne momenty książki sprawiały, że było mi po prostu szkoda Annie. A czasem, książka może wydawać się troszkę obrzydzająca. Ale to nie odbiera jej całkiem nietypowego uroku.
Kolejne rozdziały pozwalają nam poznać osobę Annie. Dowiadujemy się także o jej przerażającej przeszłości. Naprawdę przerażającej. Mówiąc krótko, gdy dobrnęłam do tego momentu przeżyłam spory szok.
Zadziwia mnie zachowanie Annie. Fakt, zdecydowanie nie jest to postać zdrowa psychicznie, ale niekiedy zachowująca się racjonalnie. Np. wpada w szał, ale to nie przeszkadza jej w zatarciu śladów swojej działalności. Podziwiam.
Mam wrażenie, że w tej dziwnej kobiecie, żyją jednocześnie dwie osoby. Jedna, całkiem zwyczajna. Inne jej oblicze, bezlitosne i brutalne. Nieznoszące sprzeciwu, pozwala jej wierzyć, że świat w rzeczywistości jest taki sam jak w jej wyimaginowanym życiu. Chyba nie sposób odkryć motywy jej działań.
Podoba mi się sposób, w jaki Stephen King napisał powieść. Widzimy inną czcionką napisane myśli Paula, a nawet fragmenty jego dzieła "Powrotu Misery".
Na początku miałam w głowie idealnie zarysowane zakończenie książki. Albo Annie zostaje schwytana przez policję, albo Paul ginie. Ewentualną ucieczkę Sheldona szybko przekreśliłam, dzięki Annie.
A jak się skończyła, nie powiem. Jeśli chcesz się dowiedzieć, koniecznie przeczytaj :)


Dowiedziałam się także, że w 1990r. powstała ekranizacja książki Stephena Kinga. Główną rolę, Annie Wilkes zagrała Kathy Bates i otrzymała za nią Oscara.
Książka - nietypowana, film też podobno dobry. W najbliższym czasie chciałabym się o tym przekonać i sama ocenić ekranizację :)



Źródło:
filmweb.pl


poniedziałek, 3 września 2012

honesty.

Boję się szczerości. 
Boję się wypowiedzieć wszystkiego, co mi na duszy leży i pozostawić sprawy własnemu biegowi.
Po prostu jestem tchórzem.
Ciągle zadaję sobie pytanie, jaki to ma w takim razie sens?
Jeżeli ukrywam przed kimś to, co mi przeszkadza, co mnie rani i udaję, że wszystko jest w porządku. Po co? Dajemy pozory - dobre i to. Ale tak naprawdę, cała nasza znajomość opiera się na le' kłamstwie.
Czy ukrywanie prawdy jest kłamstwem? Tego nie wiem. Jednak przez to, cała nasza relacja nie do końca jest prawdziwa.
Mogę powiedzieć: UFAM. Tylko, czy przez to moje ukrywanie niszczę te zaufanie? 
Łatwo pytać... Tak, niszczę zaufanie. 
Co mną kieruje. Nie fakt, że możesz odejść. Gorszy jest fakt, że możesz już nie wrócić.

Jeśli nie obchodzą cię moje słowa, to nawet nie warto kierować ich do ciebie.
O tobie będzie świadczyło, jak się zachowasz. Nie o mnie.


Takie tam, bez sensowne zdania. Głupoty. 
No cóż, każdego czasem najdzie.


"Nie próbuj zmieniać się na siłę i uda­wać ko­goś kim nie jes­teś, tyl­ko po to aby przy­podo­bać się in­nym. Spróbuj po­kazać swoją war­tość i ta­len­ty prawdziwe. Szcze­rością więcej zdziałasz i da­lej zajdziesz. Zdobędziesz przy­jaciół i nie będziesz mu­siał się mar­twić, że ktoś cię zdemaskuje. "


Szczerość. Największy wróg przyjaźni. Fałszywej przyjaźni.


TRZECI WRZEŚNIA.
Jak tam powrót do szkoły ? Fajny macie plan? Mój no niezbyt... Jutro na dzień dobry dwa j.polskie z rzędu ;( Spakowani na jutro ? :D