środa, 31 października 2012

Freedom!


Na początek bardzo, bardzo dziękuję wszystkim dyskutantom.
Szczerze przyznaję, że na początku myślałam, że pomysł z dyskusjami nie wypali, bo wypowiedzi najpierw było mało. I mimo, że osób dyskutujących nie było aż tak wiele, to mnie bardzo ta liczba cieszy. :)
Dziękuję wszystkim, którzy się zaangażowali.
A skoro to była pierwsza Poniedziałkowa Dyskusja, z chęcią odznaczę was w zakładce.

Akcja, przynajmniej narazie, zostaje. W takim razie czekamy do następnego poniedziałku, a póki co odsyłam do dyskusji na temat alkoholu. Wciąż aktualna, zapraszam poniżej. :)

Wiem, że już jakiś czas nie zamieściłam żadnej recenzji.
Jeśli pamiętacie, czytam "Kod Leonarda da Vinci". Grubość pokaźna, a szkoła zdecydowanie mi tego nie ułatwiała. Poza tym, czytanie ma być przyjemnością! I tego się trzymam.

Wolność! Nareszcie.
Od początku tygodnia powtarzam sobie: byle do środy, byle do środy... I w końcu do tej środy dobrnęłam. Przed nami piękny czterodniowy weekend.
Dzisiejszym tematem powielanym na wielu blogach jest oczywiście Halloween.
A ja nie będę się na ten temat rozpisywać, bo ja tego święta nie obchodzę i wsio w temacie. :)
A wy, świętujecie, przebieracie się, straszycie?
Pozdrawiam!



poniedziałek, 29 października 2012

Poniedziałkowe Dyskusje. #1



Marzyło mi się coś stałego na blogu.
Najpierw myślałam o jakiejś akcji, ale nie miałam pomysłów.
Aż w końcu wymyśliłam - Poniedziałkowe Dyskusje.

Co poniedziałek na blogu będzie pojawiała się notka z tematem do dyskusji.
W komentarzach piszecie swoje zdanie, możecie przekonywać innych itd.
Chyba nie muszę tłumaczyć co to jest prawdziwa dyskusja, prawda? :)
Chciałabym, żeby to wypaliło. Ale jeśli nie będzie chętnych dyskutantów, po prostu nie będę tego robiła.
Osoby, które wezmą udział w dyskusji być może zostaną odznaczone, ich blogi (jeśli mają) także.
I prosiłabym - jedno zdanie typu "jestem za, jestem przeciw" to jest jak dla mnie napisanie czegoś, żeby tylko było, na odwal. Bez takich, ok? :)

 Tematem pierwszej poniedziałkowej dyskusji, jednym słowem jest:
Alkohol


Ja zaliczam się jeszcze do grupy osób niepełnoletnich i jak to bywa w tym wieku, młodzież musi wszystkiego spróbować i doświadczyć.
Jednak mnie narazie nie ciągnie do tego typu próbowania.
Niestety, często ludzie, którzy nie chcą pić są inaczej postrzegani przez rówieśników. Przynajmniej w moim środowisku.
Skoro nie kręcą mnie zabawy w lesie, w których chodzi o to, kto pierwszy zaliczy "zgona" to na imprezy często nie jestem już zapraszana. Pewnie część uzna mnie nawet za nudziarę. No ale czemu? Bo umiem się bawić bez alkoholu? Nonsens. Poza tym, jest typ ludzi, którzy już nawet do mnie nie podejdą i nie poznają, a ocenią po tym, że nie piję.
Z czasem zorientowałam się, że ze sporą częścią tych ludzi nie mam już nawet o czym rozmawiać. Okej, mogą mi opowiedzieć jaki suuuper był ostatni melanż. A dalej? Daleko nam do wspólnych tematów. Mimo wszystko, nie osądzam. W życiu trzeba spróbować wszystkiego. Ale racja, z umiarem!
Swoją drogą, podziwiam grupę tych ludzi eksperymentujących z alkoholem, podobnie jak z innymi używkami. Nie wiem, czy trafnie to określam, ale panuje tam jakaś solidarność. Jeden wymiotuje - inny pomaga sprzątać. Jeden zalicza zgona - inni się nim zajmują.
Jeśli ktoś pije rozsądnie - Okej!
Wszystko jest dla ludzi.

piątek, 26 października 2012

Hear my heart burst again...


Szczerze mówiąc, dziś nawet nie mam pojęcia o czym mogę napisać notkę. Dlatego piszę, co mi przyjdzie na myśl.
Ostatnio pisałam, że na szczęście chandra trzyma się daleko mnie, a to już raczej nieaktualne. Ja także niestety jej nie umknęłam.

Zastanawiam się, co jest gorsze... Zdrada w przyjaźni, czy zdrada w miłości?
Przecież zawsze się mówi: jeśli masz wybierać pomiędzy przyjacielem, a chłopakiem wybierz przyjaciela. Przyjaciele zawsze zostają, kiedy ci drudzy odchodzą...
Przyjaźń powszechnie uchodzi za trwalszą, więc... zdrada w przyjaźni boli bardziej?
Nie wiem czy bardziej. Ale boli jak cholera.
Każdy z nas przynajmniej raz dochodzi do takiego momentu w swoim życiu, kiedy zaczyna zastanawiać się czy jego życie ma w ogóle sens. Oł yeah! To się nazywa prawdziwa chandra. Czyli że teraz powinnam zacząć tu zrzędzić, jaka ja biedna i nieszczęśliwa jestem? Aż taka to nie będę. Tak może powiedzieć każdy.
Za to wiem, że powinnam wziąć się w garść i iść dalej, a może nawet i biec dalej. Stanie w miejscu do niczego dobrego nie prowadzi. Stojąc w miejscu - zostajesz w tyle...

Wybaczenie jest przecież dla samego siebie.
Jeśli nie chcę komuś wybaczyć, to sama sobie sprawiam przykrość.
To ja za każdym razem gdy będę widziała swojego krzywdziciela będę przypominała sobie wszystko co najgorsze. To ja będę się denerwowała, smuciła czy coś w ten deseń. A nawet nie mam pewności, czy tego mojego krzywdziciela choć trochę to obchodzi...
Wybaczam, wybaczam wszystko. Nie gniewam się. Ja po prostu jestem rozczarowana i zawiedziona...




 ks. Jan Twardowski

 Znowu przyszła do mnie samotność
choć myślałem że przycichła w niebie
Mówię do niej:
- Co chcesz jeszcze, idiotko?
A ona:
- Kocham ciebie.
 

poniedziałek, 22 października 2012

Gossip Girl/Plotkara.


Jestem fanką tego serialu. Obejrzałam wszystkie sezony, a teraz co środę (we wtorek emitowany w tv, najczęściej oglądam na http://zalukaj.tv/ gdzie odcinki z napisami pojawiają się we środę) oglądam każdy kolejny odcinek, ostatniej już niestety serii. Z przykrością stwierdzam, co bardzo dziwne, książki nie czytałam.

Serial
Pierwszy odcinek został wyemitowany w 2007 roku, na antenie The CW. Stworzony przez Josha Schwartza i Stephanie Savage. 
"Narratorem serialu jest bloggerka Plotkara o nieznanej tożsamości (głos Kristen Bell), opisuje ona skandaliczne życie uczniów prywatnej szkoły na Upper East Side w Nowym Jorku."
Serial cieszy się ogromną popularnością i jest wiele, przeważnie dziewczyn, które rozpaczają, nad faktem że 2013r. przyniesie nam koniec telewizyjnej Plotkary. 
Bardziej zainteresowanych odsłyn na http://plotkara.info/ - polska strona poświęcona Gossip Girl.


Książka
Napisana przez Cecily von Ziegesar seria dla młodzieży. Pierwszy tom ukazał się w Polsce w 2003 roku i został wydany przez wydawnictwo Amber.
Cykl składa się z 11 części poświęconych kolejno: B, S, N, J, V, D i C. 12 część to zakończenie i dopełnienie początków całej historii na temat elity Manhattanu. 


Główni bohaterowie:

                                                                               (kliknij, aby powiększyć)

Jeśli kogoś zastanawia czemu dodałam Jenny Humphrey i Vannesę Abrams do głównych bohaterów, odpowiadam: ponieważ, Cecily von Ziegesar w swojej powieści poświęciła im oddzielne tomy.
Mało kto nie lubi słynnego duetu Chair :) (Blair + Chuck)
Z każdym kolejnym sezonem widać jak bardzo zmieniają się bohaterowie. Według mnie największą przemianę przeszedł chyba Ed Westwick.
Moją ulubioną bohaterką jest zdecydowanie Serena van der Woodsen grana przez Blake Lively. A wy, macie ulubionego bohatera? :)
Pozdrawiam!



Pomagała mi wikipedia.pl

piątek, 19 października 2012

Leopold Staff. Jesień.


Poezja Staffa niestety nie jest łatwa. A szkoda...
Jednak jeden z jego wierszy, króciutki jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych. :)




Leopold Staff

PODWALINY

Budowałem na piasku
I zawaliło się.
Budowałem na skale
I zawaliło się.
Teraz budując, zacznę
Od dymu z komina.


Tymczasem biorę się za "Kod Leonarda da Vinci" Brown'a. Książkę wygrałam tutaj i właśnie dziś przyszła, a ja od razu zaczynam. Nie ma co tracić czas, poza tym jestem tego dzieła bardzo ciekawa!
Nie trudno się domyślić, że moje wrażenia nie zostaną opisane szybko. Dan Brown spisał tą historię na pokaźnej ilości kartek, a w szkole taki nawał, że ciężko tu mówić o jakimkolwiek wolnym czasie.

Za oknem mamy już moją ukochaną złotą polską jesień. Tym bardziej dziś u mnie jest piękna pogoda. Słońce mocno przygrzewa i wszędzie pojawiają się kolorowe liście. Nic, tylko wyjść na spacer i tymi liśćmi się porzucać.
Nie chce się siedzieć w domu, tylko spacerować, spacerować, spacerować.
Na szczęście tzw. jesienna chandra trzyma się jeszcze daleko ode mnie. Ale już wiem, że niebawem i mnie dopadnie. A u was? Chandra zawitała?
Pozdrawiam. :)

Obrazki zaserwowała mi wyszukiwarka google.




poniedziałek, 15 października 2012

Eric-Emmanuel Schmitt - "Oskar i pani Róża".




Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł w oryginale: "Oscar et la dame Rose"
Ilość stron:  80
Wydawnictwo: Znak

Ocena: 6/6      *ULUBIONE


"Czy w ciągu dwunastu dni można poznać smak życia i odkryć jego najgłębszy sens? Dziesięcioletni Oskar nie wierzył, że to możliwe, aż do spotkania z tajemniczą panią Różą, która ma za sobą karierę zapaśniczki i umie znaleźć wyjście z każdej sytuacji... Piękna, mądra i niepozbawiona humoru opowieść o tym, jak pokonać strach, odnaleźć wiarę i nie poddać się w obliczu nieszczęścia. Ta książka da Wam siłę i nadzieję, a kto wie?, może nawet zmieni Wasze życie..."


Pisząc w Top10 zobowiązałam się do jej nadrobienia, więc proszę :D Chociaż do dzisiaj dziwię się, jak to możliwe, że tak długo książka była mi nieznana.
Oskar i Pani Róża to książka na jeden wieczór. Siadasz, czytasz jednym tchem i ni ma, koniec.
Co może nas wzruszyć bardziej, od małego chłopca piszącego listy do Pana Boga? 
Ale po kolei. Oskar, 10-letni chłopiec ma raka. Jego operacja nie udała się i ostatnie dni życia ma spędzić w szpitalu. Pani Róża, wolontariuszka ( którą, już nie powinna być ze względu na wiek ) pomaga chłopcu. To za jej sprawą Oskar zaczyna pisać listy do Boga, a codziennie może mieć jedno życzenie. Co ciekawsze, chłopiec ma żyć tak, jakby w ciągu jednego dnia przybyło mu wiele lat. W ten sposób kończy życie mając swoje 110 lat.

Cała książka, co wiedzą już pewnie wszyscy to właśnie listy małego Oskarka do Szanownego Pana Boga.
Nie raz przy czytaniu uśmiałam się, ale i łez oczywiście nie zabrakło. Sposób w jaki Oskar pisze swoje list - zabawny. :)
Mały Oskar poruszył mnie do głębi, naprawdę. Dzieci nie utrudniają sobie niczego. Dla nich wszystko jest jasne i proste, czego mogą zazdrościć im niejedni dorośli często doszukujący się drugiego dna w sprawach najprostszych. Niejednokrotnie byłam pod wrażeniem mądrości Oskara i słów przez niego wypowiadanych.

Książkę mogę polecić zarówno tym młodszym, tym średnim jak i tym starszym.  Po jej przeczytaniu krążą po głowie różne myśli. Warto zadać sobie pytanie, jak żyć? A Oskar i pani Róża na pewno pomogą uzyskać odpowiedź. Jestem pewna, że na pewno przeczytam ją jeszcze nie raz. Zastanawiam się nawet nad kupieniem jej. 



Cytaty z książki: 



„Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.”

„...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.” 


Obawiam się, że następna recenzja pojawi się niestety nieprędko :( 
Wybaczcie!



 

czwartek, 11 października 2012

Agatha Christie - "Przyjdź i zgiń".




Autor: Agatha Christie
Tytuł w oryginale: "The Clocks"
Ilość stron:  272
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ocena: 4/6       

Opis z tyłu książki:  "Dziwna okolica, nietypowe zlecenie... Stenotypistka Sheila Webb znajduje ciało w pokoju pełnym zegarów. Kim jest ofiara i dlaczego zegary zatrzymały się o tej samej godzinie?
Sprawa morderstwa musi być prosta, bo wydaje się skomplikowana - Herkules Poirot podejmuje wyzwanie. Czy złamany obcas pomoże rozwikłać tajemnicę? Sprytny morderca działa według scenariusza kiepskiej powieści, a Herkules Poirot recenzuje literaturę kryminalną. Także Agaty Christie... Dobra rada: nie otwieraj tej książki, bo zginiesz na dłużej!"
Żeby już nie streszczać krótko książki w recenzji, przytoczyłam opis.

Oj Agatho, Agatho... czuję się troszkę zawiedziona.
Jak wiecie, bardzo lubię literaturę Christie, nie raz nazywałam to moją Christoobsesją. Jednak ta, książka nie była zła, ale jednocześnie nie tak dobra jak poprzednie, które wyszły spod pióra pani Christie.
Co jest dobre w książkach autorki, można je czytać "na chybił trafił". Nieważne w jakiej kolejności.
Ja osobiście, jakoś tak lubię te książki z udziałem Herkulesa Poirota. Może dlatego, że tych z panną Marple (bodajże, czy jakoś tak) jeszcze nie miałam przyjemności czytać. Ostatecznie w księgarni zdecydowałam się na tą z Poirotem. W "Przyjdź i zgiń" słynny Poirot występuje w troszkę innej postaci, niż w tych utworach, które przeczytałam. Tym razem nie śledzimy jego przesłuchiwań, śmiesznych rozmów z Hastingsem i nieprędko poznajemy, co prowadzi według niego do rozwiązania. Poirot natomiast siedzi wygodnie w fotelu, opowiada o kryminałach, które przeczytał i nawet nie fatyguje się do osobistego poznania ludzi powiązanych z morderstwem. A o dziwo, trafia w samo sedno. No tak, ale któż nie mógłby się tego spodziewać po detektywie o niezwykłych zdolnościach!
Zbrodnie stworzone przez Agathę Christie mają różne rozwiązania. Czasem w miarę łatwe, a czasem nie do zgadnięcia. Zbrodnia na Wilbraham Crescent należy do tego drugiego rodzaju. Moim zdaniem, normalny, przeciętny czytelnik nigdy nie rozszyfrowałby tego. I stąd moje rozczarowanie, bo rozwiązanie niekoniecznie wynikało z tego, co zwracało naszą uwagę na kolejnych kartkach książki. Nikt nie ma takiej wiedzy jaką posiadał Herkules Poirot, który na to rozwiązanie wpadł i oczywiście, sensownie wytłumaczył, ale cóż... Takie jest moje zdanie.
Moją ciekawość bardzo pobudziły wspomniane w opisie zegary znalezione na miejscu przestępstwa. Ciekawiło mnie, jakie one mogą mieć związek z całością. I tu też spodziewałam się czegoś "mocniejszego". Nie wiem, może godzina mogłaby mieć szczególne znaczenie dla mordercy? Może powinna coś symbolizować? Może powinien to być jakiś szyfr? Nie wiem, nie wiem, nie wiem... Ale szkoda, że to tylko powiązanie do literatury kryminalnej...
Część książki jest zwyczajnie napisana, a część to relacja Colina Lamba, młodego biologa specjalizującego się w dziedzinie flory morskiej, który jest powiązany z całą sprawą przez przypadek.

"Przyjdź i zgiń" nie zniechęciła mnie do sięgnięcia po kolejne tytuły Christie. Moja Christoobsesja dalej trwa :) A książkę czyta się przyjemnie i szybko.
Jednak te rozwiązanie... Błyskotliwość jaką posiada Poirot, nie jest dana zwykłym przeciętnym ludziom, czyli takim ludziom jak ja.

niedziela, 7 października 2012

Slender Man.

Pisać nawet nie mam jak, mnóstwo nauki, przepraszam!
Obecnie, w końcu mogłam sięgnąć po Agathę Chrisite i już zaczęłam czytać. Oczywiście chciałabym już dziś doczytać i dowiedzieć się, kto jest mordercą, a kim zamordowany, ale to niestety raczej niemożliwe, właśnie z powodu braku czasu.
I tak sobie myślę, skoro nie mam recenzji Christie to o czym tu napisać...
Jest SLENDER.

SlenderMan.
Wszystko zaczęło się od niewinnego konkursu na niejakim portalu forum Something Awful.
Konkurs był ciekawą zabawą. Polegał na przerobieniu dowolnych zdjęć w taki sposób, by wyglądały na fotografie zjawisk paranormalnych. ( jeśli chcecie je obejrzeć wystarczy wpisać w google Slenderman )
Wiadomo, ubaw był przy tym niezły, a niektóre przeróbki były jakby ''prawdziwe".
Jedna z postaci na zdjęciu konkursowym przypadła innym do gustu.
Slendera ukazany jest jako niezywkle wysokiego facet, bez twarzy, w czarnym garniturze i rękoma aż do kolan. Nazwa SlenderMan powstała oczywiście potem i została dorobiona do zdjęć. Autor zdjęć nie nazwał owego stwora.
Victor Surge był bardzo zainteresowany tą postacią ( to on nadał jej miano Slendera) i ułożył nawet historyjkę. Według historyjki, Slender śledził, głównie dzieci i mordował ich "czymś".
To był dopiero początek, który był początkiem Slendera i początkiem wielu historyjek poświęconych jego postaci. Dziś w internecie możecie znaleźć takich mnóstwo, podobnie jak filmików.

Doszło do tego, że powstała gra SlenderMan.
Jej twórca nie spodziewał się, że będzie ona aż tak popularna. Autor o dziwo, stworzył ją tylko do ćwiczeń z silnika Unity. Kto by się spodziewał, że gierka zrobiona do ćwiczeń może zyskać taką popularność?
Na dodatek, dziś można powiedzieć że SlenderMan "kandyduje" do bycia najstraszniejszą grą roku.

Więc skąd mój post o Slenderze?
Otóż ja, ( szok, szok, szok) w tą grę grałam O.O, wczoraj.
Chciałam zagrać już dawno, z tym że bałam się. W końcu zagrałam ze znajomymi.
Wszyscy się bali i mi przypadł zaszczyt sterowania, oni byli widzami. Ojj... no nie wiem czy to można nazwać zaszczytem. Fabuła prosta. Chodzisz po lesie i musisz znaleźć 8 kartek. Na każdej napisane jest coś dotyczącego SlenderMana. Jak nietrudno się domyślić nasza gra nie polegała na szukaniu tych kartek. Chcieliśmy po prostu przekonać się o fenomenie tej gierki.
Muzyka jest straszna, straszna, straszna. Klimatu zapewne nie doda tej grze grafika, ta jest bardzo uboga. Klimat nadaje, las, ciemność, latarka, w której kończą się baterie i muzyka. Na ekranie czasem widać bardzo nie wiele, ale dzięki temu jeszcze bardziej się boimy.
Oczywiście Slender gdzieś tam za nami podąża. Kiedy tylko nas dogania, na ekranie pojawiają się zakłócenia. Albo uciekniesz, albo zakłócenia robią się coraz większe i więkzse. W końcu zakłócenia na całym ekranie zmieniają się w białą twarz, straaaszną twarz. Czasem Slender zaskakuje nas z przodu, wtedy widzimy najpierw całą jego sylwetkę. Nie można się też odwracać, bo możemy zobaczyć Slendera za sobą.
Wyobraźcie sobie, ciemność w pokoju, graliśmy z kompem podłączonym do dużego TV, siedzimy bliziutko telewizora, ta muzyka i nasze piski. BYŁO STRASZNIE. W sumie tak miało być.
Po zagraniu w tą grę stwierdzam, że sama w życiu już w nią nie zagram. Ktoś musi ze mną grać, przynajmniej siedzieć obok. Najlepiej duża liczba ktosiów!
Gra jest też trudna, to jak szukanie dziury w całym.
Trafiłam do redtracka, bluetracka, muru, tunelu, skał i łazienek. Podobno całkiem nieźle jak na pierwszy raz. Wszystko inne to las, las i jeszcze raz drzewa.

Chcecie - grajcie, choćby po to, by przekonać się czy ta gra jest prawdziwym horrorem.
Na youtube znajdziecie mnóstwo filmików z ludźmi, którzy pokazują swoje rekcje podczas gry, bądź filmików dokumentalnych. Ci ludzie... hmm... moim zdaniem nieźle udają :D
Jest też krótki serial o SlenderManie. Ma około 60 odc. z tym, że jeden odcinek trwa może ze 2 minutki.
Pozdrawiam .... i nie odwracaj się za siebie! 






środa, 3 października 2012

Aleksander Kamiński - "Kamienie na szaniec".




Autor: Aleksander Kamiński
Tytuł w oryginale: "Kamienie na szaniec"
Ilość stron:  204
Wydawnictwo: Książnica
Lektura szkolna.
Ocena: 6/6          *ULUBIONE

Są książki, które przez to, że są na liście obowiązkowych lektur tracą na wartości głównie przez uczniów uważających, że to co obowiązkowe musi być nudne. Ta książka, nie jest taką lekturą. Co więcej, szczerze powiedzieć mogę, że jest to jedna z moich ulubionych lektur, jeśli nawet nie najulubieńsza :) Jestem pewna, że wrócę do niej jeszcze nie raz.

Każdy prawdziwy Polak powinien ją przeczytać. Myślę, że odnajdą się w niej zarówno chłopcy, jak i dziewczyny.
Pisałam już, jak bardzo męczyłam się z początkiem tej książki, gdzie na 60-ciu stronach ciągle powtarzane jest jaki to Kamiński jest cudowny, jaka książka prawdziwa i w ogóle jaka świetna. Dziś z ręką na sercu przyznaję, że to prawda. Książka baaaaardzo świetna. A wracając do wstępu, odradzam czytanie go. Moja nauczycielka powiedziała, że przeczytanie wstępu pozwoli łatwiej zrozumieć książkę, dlatego to zrobiłam. Ale oczywiście, czytelnicy świetnie sobie poradzą bez tego wstępu. Co więcej, wstęp ujawnia nam zdarzenia jakie są w książce, przez co czytanie staje się potem mniej przyjemne.

Kamienie na szaniec przepełnione są odwagą, idealizmem, dojrzałością...
Utwór oparty na faktach autentycznych ukazuje nam wojnę z Niemcami. Główni bohaterowie książki: Zośka, Rudy i Alek, członkowie zespołu Buków, żyli w czasach II wojny światowej. Z każdą stroną widzimy, jak bardzo kształtuje to charaktery bohaterów, jak zmienia się ich zachowanie i ja osobiście podziwiam ich odwagę. Widzimy, jak ci młodzi, już nie chłopcy, a mężczyźni próbują walczyć z okupantem w przeróżne sposoby. Niejednokrotnie następuje szybki zwrot akcji i bohaterowie muszą podejmować radykalne kroki, przewidywać konsekwencje i następstwa swoich czynów, odznaczać się niezwykłą siłą. Czytaniu towarzyszy mnóstwo emocji. Są nawet momenty, w których łzy same kapały z oczu. Ale są też takie, w których po prostu chciało mi się śmiać. :) Trzyma w napięciu niemalże do samego końca.
Ochy i achy nad tą książką, można byłoby pisać i pisać... Oj, sporo tego. Myślę że lepiej będzie po prostu powiedzieć: przeczytaj tą książkę, a sam przekonasz się ile wartości ma w sobie ta ponadczasowa powieść wojenna, powieść o wielkiej przyjaźni, o lojalności, a co najważniejsze o ogromnej miłości do Ojczyzny.