wtorek, 28 maja 2013

Tyryryry.

Coś nie mam pomysłu na tytuły.
Chyba nigdy czytanie nie szło mi tak wolno. A przynajmniej ostatnio, przez jakiś czas. Jednak przyszedł czas na moją "czytelniczą rekonwalescencję" i wracam do mojego stanu normalności w czytaniu, powiedzmy.
Czytam sobie "Cień Wiatru" po raz drugi (RECENZJA) (jedna z moich pierwszych recenzji na blogu *.*)
Napisałam wtedy: "Teraz marzy mi się przeczytanie Więźnia nieba, dalszego ciągu przygód Daniela Sempere. Mam nadzieję, że mi się uda! :)" No i może się rzeczywiście w końcu uda, gdyż czytam ją po raz kolejny, bo mam w planach zakup tej drugiej części.

Mogę po raz kolejny napisać, że niedługo wakacje?
Powtarzam to jak mantrę. No bo jak tu inaczej się motywować. No dobra, to może napiszę, że niedługo Dzień Dziecka.
"Dzień Dziecka jest dla wszystkich dniem ważnym, bo każdy jest dzieckiem kropka. To jest myśl z przesłaniem i proszę o tym pamiętać." Powiedział mój brat, kiedy zobaczył, że o tym wspomniałam. Prawie jak Paulo Coelho. Maciek pozdrawia. C:
Tak bardzo dorośle kiedy obchodzi się Dzień Kobiet, ale prezentu na Dzień Dziecka też się domaga. Wystarczy czekolada, cokolwiek. Ale tak to już jest. No. Przecież każdy jest dzieckiem.

Wczoraj w szkole, jeden z moich kolegów zapytany o imię naszego prezydenta odpowiedział Stanisław Komorowski. Brawo. No dobra, potem się poprawił. Ale mimo wszystko. Wyrozumiałość wyrozumiałością, pierwszy odruch to śmiech pod nosem, ale to aż boli. Moi drodzy, oto przyszłość naszego narodu!

Chociaż dziś dopiero 28 maja, życzę wszystkim Magdalenom wszystkiego najlepszego z okazji jutrzejszych imienin. Pamiętajcie, że macie cudowne imię. ;)
To chyba na tyle.
Ach nie. Karol piszę o Tobie. Jest sobie taki jeden człowiek, który ma sporo mądrych rzeczy do powiedzenia i nawet założył bloga, ale już na samym początku zapomniał coś na nim napisać. Bierz się do roboty, leniu. Jak już się ruszy i mi pozwoli, to adres poznacie.
Trzymać się i po raz kolejny wybaczyć rzadkie notki!

poniedziałek, 20 maja 2013

Stephen King - "Ręka Mistrza".


Autor: Stephen King
Ilość stron: 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 8/10

"Edgar Freemantle w ciężkim wypadku samochodowym traci rękę i zdrowe zmysły. Nękany niekontrolowanymi napadami szału, musi zacząć życie od początku. Za radą psychologa wyrusza na Duma Key, olśniewająco piękną i odludną wyspę na wybrzeżu Florydy, należącą do sędziwej Elizabeth Eastlake. Wynajmuje tam dom, wiedząc tylko jedno: chce rysować. Tworzone z chorobliwą pasją obrazy Edgara są owocem talentu, nad którym stopniowo przestaje mieć kontrolę. Kiedy tragiczne dzieje rodziny Eastlake’ów zaczynają wyłaniać się z mroków przeszłości, nieposkromiona moc dzieł Freemantle’a objawia swe coraz bardziej przerażające i niszczycielskie możliwości."


Co do fenomenu Stephena Kinga chyba nikt nie ma wątpliwości.
Choć było to dopiero moje drugie spotkanie z mistrzem, czuję się jakbyśmy znali się od dawna. Bardzo dawna.
Sięgam pamięcią wstecz, kiedy oceniałam moje pierwsze przeżycia z książką jego autorstwa. Z tego co widzę byłam pod dużym wrażeniem. Jednakże, jeśli porównać obie powieści: Misery i Rękę Mistrza, to ta druga zajęłaby wyższe miejsce w moim prywatnym rankingu.

Jak nie wiesz od czego zacząć, to zacznij od początku. I co z tym początkiem? No właśnie. Początek jest długi, akcja rozkręca się bardzo długo. Dla niektórych może to być wadą, ale moim zdaniem jest to bardziej zauważalne dzięki kolejnym numerom na stronach niż odczuwalne.
Trzeba przyznać, że mało kto potrafi tak świetnie opowiadać i opisywać świat przedstawiony jak King. Brawo. Słowa bardzo dobrze oddały urok Duma Key i Przylądka Łososi. Sama zapragnęłam znaleźć się tam i dostać swoją drugą szansę na nowe życie.
Piękne miejsce, postępy i zwycięstwa Edgara z samym sobą, odkryty talent. Wszystko układało się tak pięknie. Ale co zrobić, kiedy talent staje się przekleństwem?

Ciąg niezwykłych wydarzeń, tajemnice, zagadki i lekki obyczaj w tle. (pfu, co ja mówię, jaki to może być obyczaj!?) Idealnie jak dla mnie.
 "Środek" był najlepszy. Jednak brzmi to tanio - zazwyczaj rozwinięcie książki jest najlepsze. (no chyba że lektura nie spełni naszych oczekiwań) Jednak właśnie wtedy, gdy dochodziłam do rozstrzygnięć mojemu czytaniu towarzyszył już najmniejszy zapał. Trochę dziwnie, bo właśnie wtedy moja ciekawość powinna sięgnąć zenitu, a tak się nie stało, niestety. Mimo tego, w mniejszym czy większym stopniu, zawsze jest chęć poznania rozwiązań.
Natomiast mogę się przyczepić do zakończenia, które, jak dla mnie, było trochę oderwane od reszty. Jakoś nie dorównało.

Na pierwszy rzut oka część potencjalnych czytelników może się lekko wystraszyć, bo książka ma niemało stronic. Mi samej przeczytanie jej zajęło trochę czasu, ale nie odczułam zbyt mocno tej "grubości".
Polecam i pozdrawiam.
A na samiutki koniec pragnę jeszcze dodać, że uwielbiam Wiremana. <3

środa, 15 maja 2013

Gdybym napisała, że żyje zbyt intensywnie to mogłoby to być nudne. No bo, po raz kolejny, serio?
Mogę też napisać, że postów nie ma, bo nie mam czasu. Wtedy natomiast moglibyście spytać, to po co ci blog? Ale chcę mieć bloga, lubię pisać i będę pisać - może czasem częściej, czasem rzadziej, ale będę.

Początek maja - koniec czerwca. Ostatnie tygodnie w szkole. Nauczyciele cisną kartkówki, sprawdziany. Ileż można!? Staram się jak mogę, żeby nie zepsuć ocen na koniec, ale przyznaję, już czasem lenistwo bierze nade mną górę.

"Ale jestem już stara". I 3/4 czytających może mnie teraz wyśmiać. Ale wiecie co? Czasem rzeczywiście się tak czuję. Szczególnie teraz. Spędziłam w tej szkole tyle lat. Pierwsze przyjaźnie, oceny i nie tylko. Taki mały, nieśmiały szkrab. A w tej chwili? Zaraz trzeba opuścić te mury i powolnym krokiem wkraczać w dorosłe życie.
Jakie to głupie, że oczekują od nas podjęcia tak ważnych decyzji akurat teraz, w tym najgłupszym wieku. Ale co poradzić. Życie. I chociaż, tak jak napisałam na początku, czasem czuję się stara, jednocześnie nie czuję się jeszcze gotowa na tą "dorosłość". Taki sobie paradoks. Z jednej strony się cieszę, z drugiej nie. Ale to normalne. Zawsze jest jakieś "ale". Na pocieszenie można dodać, że podobno liceum i studia to najlepszy okres w życiu człowieka. Niedługo sama przekonam się o tym pierwszym. I na tym powinnam zakończyć moje rozmyślanie.

Już niedługo wakacje... :) (i mnóstwo czasu na pisanie!)

Blogi odwiedzam teraz rzadko, ale staram się odwdzięczać tym, którzy komentują u mnie.

środa, 8 maja 2013

Pobiegamy..?

Nie mam dla was żadnej recenzji i jakoś temat mi się nie nasunął, a tym bardziej nie mam humoru na wymyślanie czegoś. Przykro.
Na wstępie od razu mówię iż mojego biednego laptopa trafił szlag i trzeba było poczekać na jego naprawę - stąd ostatni wpis tydzień temu.

Dzisiejszy dzień zaczęłam trochę inaczej niż zwykle. Mój budzik zadzwonił o 5.50, wstałam, wskoczyłam w dres i już o 6 przebierałam nogami. Do tej pory biegałam późnymi popołudniami/wieczorami, więc to był mój, powiedzmy, pierwszy ranny jogging.

Z rezultatu jestem zadowolona. Co prawda trochę bolała mnie głowa (biegałam na czczo), ale myślałam że będzie bardziej źle niż dobrze. Z pewnością ta wczesna godzina nie wygląda zachęcająco, ale udało się. Przez taką rozgrzewkę mój umysł został rozbudzony, dzięki czemu przez cały dzień pracował zdecydowanie lepiej. Ranna przebieżka i od razu wszystko inaczej! Tak, czuję się z tym bardzo dobrze. :)

Czytałam w internecie, że na początku mogą być z tym małe problemy. Jednakże nasz organizm potrzebuje ok.21 dni na uzależnienie (ktoś na wyższym stołku tak wybadał) i potem ranne bieganie może być jak szczotkowanie zębów po śniadaniu. No zobaczymy.
Wyciągajcie dres i trochę ruchu nie zaszkodzi. :)
Dla mnie bieganie jest bardziej jak przyjemność, okazja do refleksji ze słuchawkami w uszach. Przy okazji spalam trochę kalorii, czym nie pogardzi chyba żadna dziewczyna kiedy zbliża się lato. :)
Pozdrawiam.