sobota, 29 czerwca 2013

Summertime.


Ile to się człowiek czasem namęczy, ile narobi, ile wypróbuje, a wszystko na nic. Ostatecznie:
a) wraca się do punktu wyjścia
b) dochodzi do wniosku, że to co najprostsze jest jednocześnie najlepsze
c) rzuci wszystko w cholerę.
Tak bardzo życie.

Ale wiecie co? Wiecie, wiecie. Już po wszystkim.
Od poniedziałku zaczną się wakacje. Taaaaaaka ilość wolnego czasu. Pięknie!

Ale to już było... Wczoraj pożegnałam swoją klasę. I to nie tak, na dwa miesiące, ale tak na zawsze. Jako klasę, oczywiście. Bo ze znaczną częścią będę w kontakcie. Wiem, wiem, zawsze się tak mówi. Ale tym razem będzie tak na pewno!
Dziwnie uczucie, całe sześć lat spędzone razem. Oczyma wyobraźni widzę nas jeszcze małych, przestraszonych, a moje prawdziwe oczy muszą patrzyć na ludzi dojrzałych, pełnych entuzjazmu i nadziei na przyszłość. Głupi widok. Ale co poradzić? Wszystko co dobre, kiedyś się kończy.


niedziela, 23 czerwca 2013

Katarzyna Grochola - "Kryształowy Anioł".



Ilość stron: 550
Wydawnictwo: Literackie
Ocena: 5/10

"[...]Na niemal sześciuset stronach nowej, znakomitej powieści "Kryształowy Anioł" Katarzyna Grochola powołuje do istnienia Sarę. Ta inteligentna i wrażliwa trzydziestolatka, podobnie jak wielu przedstawicieli jej pokolenia, wyjeżdża z rodzinnego miasta, aby szukać szczęścia w Warszawie. Niestety – to, co jest szczęściem dla męża Sary, jej przynosi osamotnienie i rozpacz. Ogromny sukces przychodzi w najmniej spodziewanym momencie i łączy się z goryczą porażki. [...]"

Kto nie kojarzy Nigdy w życiu, czy Ja wam pokażę?
Są to tytuły jak najbardziej znane zwykłym, przeciętnym ludziom. A Katarzyna Grochola cieszy się dzięki nim miłą sławą. Sama słyszałam o niej sporo (kto nie słyszał), ale aż wstyd przyznać, to moja pierwsza przeczytana pozycja spod jej pióra. Po pierwszym spotkaniu z jej słowami mam ochotę na kolejne - jednak nie uśmiecha mi się czytanie Nigdy w życiu, kiedy setki razy oglądałam film. Niestety. Ale kto wie, może kiedyś książka pokaże mi znacznie więcej z życia Judyty niż film.

Przygodę z "Kryształowym Aniołem" rozpoczynamy od burzliwego zakończenia związku Sary - głównej bohaterki, życiowej sierotki Marysi (tak bardzo nie jest mi to obce), która myśli dużo, a mówi mało. Za sprawą pierwszych rozdziałów narodziło się w mojej głowie przekonanie, że cała książka będzie poświęcona tej postaci - kobiecie ze złamanym sercem poszukującej szczęścia na nowo. Otóż nic bardziej mylnego. Z czasem w książce pojawia się coraz więcej wątków, które w ten czy inny sposób przeplatają się ze sobą. W ten oto sposób Grochola porusza większą ilość tematów. Oprócz perypetii Sary śledzimy też problemy jej rodziców, chorobę przyjaciółki usiłującej dogonić miłość, sławnej modelki i nie tylko.
Z tyłu okładki czytamy coś w stylu "Sara nie wie, że pomagając sobie, pomaga też wielu innym ludziom" (nie mam już przed sobą egzemplarza). I właśnie takie monologi głównej bohaterki o życiu codziennym są tu tą częścią refleksyjną. Mimo tej części nie nazwałabym tej powieści czysto psychologiczną. W tym przypadku to nie razi i nie jest to nudne. Grochola sprytnie łączy wszystko nutką dobrego humoru. I właśnie tak, raz się śmiejemy, raz rozmyślamy, a raz smucimy.
Co złego mogę zarzucić? Jak pisałam: Sara jest sierotką Marysią. I nie wiem czy chcę to krytykować, bo z autopsji (niestety) wiem, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Może właśnie dlatego, była mi ona bliższa od reszty bohaterów. Ale mam też wadę, która rzuca się w oczy. Jak widać, książka jest gruba. Myślę, że mogłaby być znacznie cieńsza i nie straciłaby na przekazie czy treści. Otóż jest wiele wątków, które są zbędne. Nic nie wnoszą do całości.

To będzie chyba na tyle. Kurcze, po raz kolejny przychodzi mi napisać, że podobała mi się. Ale z tego co się orientuje na tym blogu nie pisałam jeszcze o książce, która by mi się nie spodobała, a której recenzja byłaby czystą krytyką. W sumie, dla siebie jako czytelniczki mogę życzyć, żeby to się nie zmieniło. A dla bloga... no cóż. W rezultacie każda recenzja ma podobne zakończenie. :D

Kilka cytatów:

„Chcecie mieć, a nie chcecie być. I ani nie macie, ani nie jesteście...”

„Losu zdecydowanie się nie pogania. Nie przyśpieszysz deszczu, dmuchając na chmury.”

„Dlaczego nie umiem reagować adekwatnie do sytuacji? Jeśli się tego nie nauczę, to przepadłam... Uśmiecham się, kiedy chce mi się płakać, milczę, kiedy chcę coś powiedzieć, zgadzam się, kiedy cała moja dusza krzyczy: nie!”

wtorek, 18 czerwca 2013

Piknik z książką.

Parę dni temu w mojej miejscowości obchodziliśmy Piknik z Książką.
Wiecie co, to jest dziwne, bo co prawda było to już III takie coroczne spotkanie, a ja miałam przyjemność uczestniczyć w nim po raz pierwszy.
Bibliotekarze i książkholicy mogli świętować przez dwa dni.

Siedziałam i obserwowałam sobie wszystkich ludzi, którzy tam przyszli. Jak na to, czego mogłam się spodziewać było ich tam całkiem sporo. Wiadomo, część z nich to z pewnością miejska śmietanka towarzyska, której chcąc nie chcąc nie mogło tam zabraknąć. Część to ciekawscy przechodni, którzy usłyszeli, że coś się dzieje i musieli sprawdzić co. Jakby tak pomyśleć, że w moim miasteczku ludność to około 20 000 to mały jej ułamek zdecydował się na udział w Pikniku. No dobra, nie czepiajmy się, może niektórzy o tym nie słyszeli. Ale na widok grupy przepychających się przy stoisku z książkami pomyślałam, że ludzie chcą czytać. Ciekawe ilu z nich to "łowcy promocji" i do straganu przyciągnął ich tylko duży napis "Książka 5/10/15 zł". Potem to już "taka okazja, aż żal nie skorzystać" i bierzemy pierwszą lepszą książkę, tą z ładniejszą okładką. Cóż. Taki świat. Ale to zabawne jest. Myślałam sobie o nich uśmiechając się ironicznie pod nosem. Żeby nie było, zwróciłam też uwagę na tych uważnie czytających wszystkie opisy z tyłu książek, wyszukujących coraz to więcej egzemplarzy i tych ze świecącymi oczami na widok jakiegoś widocznie ciekawego/znanego/wymarzonego tytułu.
Ogólnie sama nabyłam dwie pozycje, kryminały. Recenzje niebawem.

czwartek, 13 czerwca 2013

Sandra Brown - "Pojedynek serc".


Ilość stron: 375
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 4/10

"Dwudziestopięcioletnia Kathleen wychowała się w domu dziecka. Chociaż ma dobrą pracę i przyjaciół w Atlancie, każdy urlop spędza na letnich obozach dla sierot. Na jednym z nich poznaje Erika, fotoreportera stacji telewizyjnej, który zamierza zrobić film o wypoczywających w górach dzieciach. Kathleen i Erik zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niestety Kathleen, na skutek pechowego zbiegu okoliczności przekonana, że jej ukochany jest żonaty, zostawia go bez słowa wyjaśnienia. Wyjeżdża do San Francisco, aby tu ułożyć sobie życie od nowa. Ale czy można wymazać z pamięci tę pierwszą, jedyną, największą w świecie miłość?"

Mój mózg chyba potrzebował przerwy od kryminałów, thrillerów. A może przez ostatnie wyciśnięte krople potu nad książkami szkolnymi sprawiły, że zaczął protestować. Tak. W ten oto sposób - chcąc nie chcąc, musiałam ustąpić i przeczytać coś "lekkiego", żeby go za bardzo nie przemęczać.
I tak właśnie doszło do mojego spotkania z Sandrą Brown, której do tej pory nie znałam. Co więcej, wydaje mi się, że nie słyszałam o jej powieściach, czy coś.

Była to spora odmiana od "Ręki Mistrza", bo tu akcja zaczęła się już na pierwszej czy tam drugiej stronie. W każdym razie, bardzo bardzo szybko.
Gościu, który przy jednym z pierwszych spotkań całuje dziewczynę, serio? Oczywiście, wcześniej ona przeżyła miłość od pierwszego wejrzenia. Uwaga, tu was zaskoczę! Dziewczyna wcześniej była zakochana, ale w żonatym mężczyźnie dlatego ucieka od miłości jak najdalej. No i oczywiście jej rodzice zginęli w wypadku, dlatego tym bardziej nie chce tej miłości. Tak, tak.
Brzmi znajomo? Jeśli tak, to wcale się nie dziwię. I po kolei: zakochanie, związek, tragedia, ucieczka, zdrada, spotkanie po latach i happy end.
Niby szczęśliwe zakończenie, ale czy aby na pewno szczęście, którego pragnęli bohaterowie, a które osiągnęli przez śmierć najmilszego, jak dla mnie, bohatera w książce można nazwać dobrym i naprawdę happy, happy endem? No jak kto woli. Ja go żałowałam, ale pisząc już tak pięknie, Kirchoff (ten najmilszy) był tak dobry, że tego pragnął - szczęścia swojej żony, która kocha innego.

Wbrew pozorom mój mózg został chyba usatysfakcjonowany. Chciał czegoś lekkiego i to dostał, dlatego migiem lektura się skończyła. Jeden minus, jak dla mnie to trochę za dużo erotyki. A poza tym, naprawdę kobiece. Taki tam dramacik, dobrze złożony romans. Myślę, że to ten rodzaj książki, jaką od czasu do czasu chce przeczytać kobieta. Tyle.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

O czym powinna być idealna książka?














Wiem, że jakoś nie lubicie dyskutować. Pf. Może się wam nie chce, okej.
Ale dziś mam taki luźny temat.

Z braku laku siedziałam i zaczęłam rozkminiać. W końcu skończyły mi się filozoficzne i życiowe myśli (ach!) i przeszłam na rzeczy przyziemne.



O czym powinna być idealna książka?

Wiecie co, jestem sobą zaskoczona. Gdybym teraz napisała tu esej na jakieś 10 000 znaków to bym nie była. To byłoby normalne. Taki, powiedzmy, mól książkowy jak ja powinien się jednak o tej książce rozpisać.
A tu nie. Bo doszłam do wniosku, że książka jaką chciałabym przeczytać, a jakiej jeszcze nie spotkałam (jeśli wy tak to dawać tytuły *.*) to opowieść pisana przez seryjnego mordercę. Na rynku na pewno są setki pozycji o tej tematyce. Ale co z tego, skoro jej autorzy nie są psychopatycznymi zabójcami. Usiłują wejść w psychikę człowieka zdolnego do takich czynów, ale to nie to samo. Nie.
Jeśli kiedyś zdecyduję się na jakąś zagładę to wydam książkę. Opiszę w niej dokładnie swoje ofiary, swój tok myślenia, czynniki, które mną kierowały, patrzenie na świat, zbrodnie: ich planowanie i dokonanie... Wszystko, wszystko po kolei!
Teraz przyszło mi na myśl, że RJ (jeden z bohaterów Mentalisty, kiedyś tam coś o tym pisałam) mógłby wydać takie dzieło. Ale bym czytała. *.* 

Może to wszystko zostało przeze mnie tak uproszczone z lenistwa. Pustynie z biologii tak bardzo mnie demotywują. Ale trzeba się starać, cóż.

Ktoś kiedyś powiedział, że najlepsze książki to te, które nigdy nie zostały napisane i te, które istnieją tylko w wyobraźni autora. Przytoczyłabym nawet dokładny cytat, ale musiałabym sprawdzić w ćwiczeniu od polskiego, a już go nie mam. Dziwne, bo tym razem nawet wujek google nie był zbyt pomocny.

Zatem, jak to jest u Was?