Ilość stron: 550
Wydawnictwo: Literackie
Ocena:
5/10
"[...]Na niemal
sześciuset stronach nowej, znakomitej powieści "Kryształowy Anioł"
Katarzyna Grochola powołuje do istnienia Sarę. Ta inteligentna i
wrażliwa trzydziestolatka, podobnie jak wielu przedstawicieli jej
pokolenia, wyjeżdża z rodzinnego miasta, aby szukać szczęścia w
Warszawie. Niestety – to, co jest szczęściem dla męża Sary, jej przynosi
osamotnienie i rozpacz. Ogromny sukces przychodzi w najmniej
spodziewanym momencie i łączy się z goryczą porażki. [...]"
Kto nie kojarzy
Nigdy w życiu, czy
Ja wam pokażę?
Są to tytuły jak najbardziej znane zwykłym, przeciętnym ludziom. A Katarzyna Grochola cieszy się dzięki nim miłą sławą. Sama słyszałam o niej sporo (kto nie słyszał), ale aż wstyd przyznać, to moja pierwsza przeczytana pozycja spod jej pióra. Po pierwszym spotkaniu z jej słowami mam ochotę na kolejne - jednak nie uśmiecha mi się czytanie
Nigdy w życiu, kiedy setki razy oglądałam film. Niestety. Ale kto wie, może kiedyś książka pokaże mi znacznie więcej z życia Judyty niż film.
Przygodę z "Kryształowym Aniołem" rozpoczynamy od burzliwego zakończenia związku Sary - głównej bohaterki, życiowej sierotki Marysi (tak bardzo nie jest mi to obce), która myśli dużo, a mówi mało. Za sprawą pierwszych rozdziałów narodziło się w mojej głowie przekonanie, że cała książka będzie poświęcona tej postaci - kobiecie ze złamanym sercem poszukującej szczęścia na nowo. Otóż nic bardziej mylnego. Z czasem w książce pojawia się coraz więcej wątków, które w ten czy inny sposób przeplatają się ze sobą. W ten oto sposób Grochola porusza większą ilość tematów. Oprócz perypetii Sary śledzimy też problemy jej rodziców, chorobę przyjaciółki usiłującej dogonić miłość, sławnej modelki i nie tylko.
Z tyłu okładki czytamy coś w stylu "Sara nie wie, że pomagając sobie, pomaga też wielu innym ludziom" (nie mam już przed sobą egzemplarza). I właśnie takie monologi głównej bohaterki o życiu codziennym są tu tą częścią refleksyjną. Mimo tej części nie nazwałabym tej powieści czysto psychologiczną. W tym przypadku to nie razi i nie jest to nudne. Grochola sprytnie łączy wszystko nutką dobrego humoru. I właśnie tak, raz się śmiejemy, raz rozmyślamy, a raz smucimy.
Co złego mogę zarzucić? Jak pisałam: Sara jest sierotką Marysią. I nie wiem czy chcę to krytykować, bo z autopsji (niestety) wiem, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Może właśnie dlatego, była mi ona bliższa od reszty bohaterów. Ale mam też wadę, która rzuca się w oczy. Jak widać, książka jest gruba. Myślę, że mogłaby być znacznie cieńsza i nie straciłaby na przekazie czy treści. Otóż jest wiele wątków, które są zbędne. Nic nie wnoszą do całości.
To będzie chyba na tyle. Kurcze, po raz kolejny przychodzi mi napisać, że podobała mi się. Ale z tego co się orientuje na tym blogu nie pisałam jeszcze o książce, która by mi się nie spodobała, a której recenzja byłaby czystą krytyką. W sumie, dla siebie jako czytelniczki mogę życzyć, żeby to się nie zmieniło. A dla bloga... no cóż. W rezultacie każda recenzja ma podobne zakończenie. :D
Kilka cytatów:
„Chcecie mieć, a nie chcecie być. I ani nie macie, ani nie jesteście...”
„Losu zdecydowanie się nie pogania. Nie przyśpieszysz deszczu, dmuchając na chmury.”
„Dlaczego nie umiem reagować adekwatnie do sytuacji? Jeśli się tego nie
nauczę, to przepadłam... Uśmiecham się, kiedy chce mi się płakać,
milczę, kiedy chcę coś powiedzieć, zgadzam się, kiedy cała moja dusza
krzyczy: nie!”