czwartek, 13 czerwca 2013

Sandra Brown - "Pojedynek serc".


Ilość stron: 375
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 4/10

"Dwudziestopięcioletnia Kathleen wychowała się w domu dziecka. Chociaż ma dobrą pracę i przyjaciół w Atlancie, każdy urlop spędza na letnich obozach dla sierot. Na jednym z nich poznaje Erika, fotoreportera stacji telewizyjnej, który zamierza zrobić film o wypoczywających w górach dzieciach. Kathleen i Erik zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niestety Kathleen, na skutek pechowego zbiegu okoliczności przekonana, że jej ukochany jest żonaty, zostawia go bez słowa wyjaśnienia. Wyjeżdża do San Francisco, aby tu ułożyć sobie życie od nowa. Ale czy można wymazać z pamięci tę pierwszą, jedyną, największą w świecie miłość?"

Mój mózg chyba potrzebował przerwy od kryminałów, thrillerów. A może przez ostatnie wyciśnięte krople potu nad książkami szkolnymi sprawiły, że zaczął protestować. Tak. W ten oto sposób - chcąc nie chcąc, musiałam ustąpić i przeczytać coś "lekkiego", żeby go za bardzo nie przemęczać.
I tak właśnie doszło do mojego spotkania z Sandrą Brown, której do tej pory nie znałam. Co więcej, wydaje mi się, że nie słyszałam o jej powieściach, czy coś.

Była to spora odmiana od "Ręki Mistrza", bo tu akcja zaczęła się już na pierwszej czy tam drugiej stronie. W każdym razie, bardzo bardzo szybko.
Gościu, który przy jednym z pierwszych spotkań całuje dziewczynę, serio? Oczywiście, wcześniej ona przeżyła miłość od pierwszego wejrzenia. Uwaga, tu was zaskoczę! Dziewczyna wcześniej była zakochana, ale w żonatym mężczyźnie dlatego ucieka od miłości jak najdalej. No i oczywiście jej rodzice zginęli w wypadku, dlatego tym bardziej nie chce tej miłości. Tak, tak.
Brzmi znajomo? Jeśli tak, to wcale się nie dziwię. I po kolei: zakochanie, związek, tragedia, ucieczka, zdrada, spotkanie po latach i happy end.
Niby szczęśliwe zakończenie, ale czy aby na pewno szczęście, którego pragnęli bohaterowie, a które osiągnęli przez śmierć najmilszego, jak dla mnie, bohatera w książce można nazwać dobrym i naprawdę happy, happy endem? No jak kto woli. Ja go żałowałam, ale pisząc już tak pięknie, Kirchoff (ten najmilszy) był tak dobry, że tego pragnął - szczęścia swojej żony, która kocha innego.

Wbrew pozorom mój mózg został chyba usatysfakcjonowany. Chciał czegoś lekkiego i to dostał, dlatego migiem lektura się skończyła. Jeden minus, jak dla mnie to trochę za dużo erotyki. A poza tym, naprawdę kobiece. Taki tam dramacik, dobrze złożony romans. Myślę, że to ten rodzaj książki, jaką od czasu do czasu chce przeczytać kobieta. Tyle.

12 komentarzy:

  1. Recenzja ciekawa : ) Ja ostatnio nie mam dużo czasu, aby czytać, dlatego na wakacje może przeczytam jakomś książkę : 3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie przepadam za czymś takim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam coś tej autorki, ale nie przekonałam się do jej twórczości, więc raczej podziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ja wiem... Fabuła jakoś mnie nie przekonuje c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przeczytam, to książka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Twój blog do Tagu Wszechtagów, szczegóły sprawdzisz na moim blogu c:
    Daj znać w komentarzu, czy weźmiesz udział w zabawie ♥

    ~ ~ ~
    ladyrockmoon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, z chęcią się pobawię. ;)
      Dzięki. ;)

      Usuń
  7. brzmi zachęcająco pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam te uczucie, kiedy wydaje ci się , ze mózg ci się przegrzał i na gwałt szukasz czegoś lekkiego, czegokolwiek! Ja niestety, zawsze trafiam na szame kity, samo hasło "literatura kobieca" działą na mnie odstraszająco. I jeszcze "happy end". Jak koniec może być szczęśliwy? Przecież jest końcem- oznacza,ze zaraz przewrócę ostatnia kartkę i nie będę mogłą czytać dalej! I muszę zakochiwać się w innej książce. Podłe.
    Dobrze napisana recenzja, ale czy mogłabyś dokładniej opisać treść, bo jest trochę niezrozumiała? Chyba że naprawdę nie było warto ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre określenie "czegokolwiek", a skutki ma to potem różne...:D
      "Odeszłam" od opisywania treści. Czy warto, czy nie warto zwykle zamieszczam opisy. Po prostu nie lubię streszczać, a poza tym, jeśli rzeczywiście ktoś zdecyduje się na przeczytanie książki to nie chciałabym mu zdradzić zbyt wiele. :)

      Usuń
  9. Mnie zaciekawiła ta książka i jak tylko się na nią natknę to przeczytam!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz - dziękujemy :)